Miłe złego początki
Wszystko wskazuje na to, że goje i lesbijki, urządzające sobie w Warszawie swoje „paradenmarsze” z bratnimi Niemcami, to tylko forpoczta prawdziwej rewolucji socjalistycznej. Nawiasem mówiąc, za czasów żelaznego kanclerza Bismarcka Niemcy wysyłały nam kulturtraegerów i Hakatę, za niemniej żelaznego kanclerza, wybitnego przywódcy socjalistycznego Adolfa Hitlera – „Herrenvolk” i SS-manów, no a teraz – gojów i lesbijki. Z jednej strony niby dobrze, ale z drugiej – dobrze nie wygląda, bo jeśli nawet polscy goje połączą się z gojami niemieckimi, to niestety – rozmnażać się nie mogą, zatem oparcie przyszłości polsko-niemieckiej przyjaźni na takim fundamencie nie wydaje się specjalnie perspektywiczne. Tak więc, chociaż polscy goje i lesbijki mogą się trochę przy niemieckich pożywić okruchami ze stołu pańskiego (podobno warszawski paradenmarsz sfinansowali właśnie goje niemieccy), to na tym przykładzie widać, że niemieccy socjaliści, podsyłając nam dzisiaj taka awangardę postępu, najwyraźniej gonią w piętkę.
michalkiewicz
Hiszpańscy, to co innego. Na nieubłaganej drodze postępu nic ich nie powstrzymuje. Najlepszym dowodem na to jest projekt ichniego genseka, pana Józefa Zapatero, żeby w najbliższej przyszłości wprowadzić do eurokołchozowego ustawodawstwa gwarancje prawne dla szympansów i goryli, jako najbliższych krewnych człowieka. Wprawdzie pan Zapatero nie zdradza fizycznego podobieństwa do goryla ani szympansa, ale to nie ma nic do rzeczy, bo od fizycznego ważniejsze jest przecież pokrewieństwo duchowe, a z tym socjaliści nigdy nie mieli problemu. Wystarczy przypomnieć sowieckiego oberprokuratora z czasów stalinowskich Andrzeja Wyszyńskiego i jego teorię o „elementach socjalnie bliskich”. Chodziło mu, co prawda, tylko o kryminalistów, ale wtedy jeszcze nieubłagany walec postępu nie wszystko jeszcze wyrównał. Teraz – to co innego. Teraz Pracownia Na Rzecz Wszystkich Istot poucza nas, że nie ma istotnej różnicy miedzy „istotami czującymi”, że „zwierzęta są jak ludzie”. Oznacza to, że ludzie są jak zwierzęta i kiedy przyglądamy się zachowaniom niektórych gojów, lesbijek, czy innych szermierzy postępu, to dochodzimy do wniosku, że rzeczywiście – coś jest na rzeczy.
michalkiewicz
Skoro jednak tak się sprawy mają, to muszę nieskromnie przypomnieć, że również w tej sprawie wspierały mnie proroctwa, co każdy może sprawdzić w książce „Ulubiony ustrój Pana Boga”, w felietonie „Problemy czwartej orientacji”. Wbrew lansowanym wówczas przez wtedy jeszcze nieśmiałych gojów poglądu, jakobyśmy rozróżniali tylko dwie orientacje seksualne („rozróżniamy trzy zapachy...”), orientacji tych jest znacznie więcej. Pogląd, jakoby istniała orientacja hetreroseksualna i homoseksualna już wtedy nie wytrzymywał krytyki, a w świetle obecnych postulatów hiszpańskich socjalistów jawi się jako oczywisty anachronizmus. Nie tylko anachronizmus, ale w dodatku obciążony nadmiernym antropocentyzmem, przechodzącym do porządku nad seksualnymi aspiracjami innych „istot czujących”, ot choćby szympansów, czy goryli. Jeśli dajmy na to, szympans lub goryl zakochałby się w – powiedzmy – pani Joannie Senyszyn, to czy w imię rzekomej wyższości gatunku ludzkiego pani wiceprzewodnicząca Sojuszu Lewicy Demokratycznej powinna jego zaloty brutalnie odtrącić, czy też podejść do nich z pełnym, że tak powiem, oddaniem? To wcale nie muszą być rozważania akademickie; jestem pewien, że nieubłagany postęp już niedługo postawi nas w obliczu takich wyzwań, więc dobrze byłoby zawczasu się do nich przygotować, by nie narazić się ponownie Parlamentowi Europejskiemu, który znowu gotów jest uchwalić jakąś karcącą rezolucję.
michalkiewicz
Nowy ład seksualny musi wstrząsnąć również innymi podstawami tradycyjnego, paternalistycznego społeczeństwa, m.in. również stosunkami własnościowymi. Jeśli, dajmy na to, jakiś postępowiec zakochałby się w kozie, to czy musiałby, jak za króla Ćwieczka, odkupywać swoją ukochaną od jej właściciela, albo przynajmniej prosić go o zgodę na bliskie spotkanie trzeciego stopnia? Widać wyraźnie, że kontynuacja rewolucji seksualnej musi doprowadzić do pogłębienia socjalistycznych przemian również w innych, pozornie odległych od seksu dziedzinach, również w wymiarze sprawiedliwości. Jak daleko mają sięgać uprawnienia właścicielskie w stosunku do zwierząt domowych? Tradycyjna jurysprudencja nie na wiele się tu przydaje, bo operując wnioskowaniem tzw. argumentum a maiori ad minus (komu wolno uczynić więcej, temu wolno uczynić mniej), musielibyśmy dojść do wniosku, że skoro właścicielowi wolno, dajmy na to, zarżnąć świnię, to tym bardziej wolno by mu było ją... no, mniejsza z tym. A czyż można dopuścić, by uprawnienia właścicielskie wkraczały w sferę sentymentów „istot czujących”? Nie ulega wątpliwości, że w tym stanie rzeczy instytucja własności skazana jest na stopniowy, a może nawet gwałtowny zanik, a to jest przecież milowy krok w kierunku socjalistycznego raju. Z kolei wymiar sprawiedliwości może mieć problemy z wydobyciem precyzyjnych zeznań od „istoty czującej” nawet w przypadku gwałtu zbiorowego ze szczególnym okrucieństwem, co może stanowić zachętę dla pewnego typu przestępczości. No a kwestia obiektywizmu i niezawisłości sądów? Czy nie trzeba będzie dopuścić do wymiary sprawiedliwości np. lisów, świń czy szakali, by nie narazić się Parlamentowi Europejskiemu na zarzut karygodnej zoofobii? Czyż nie zapowiada to kolejnego rozszerzenia dostępu do zawodów prawniczych? Czy w takiej sytuacji Trybunał Konstytucyjny, NSA i prawnicze korporacje nadal będą popierały aspiracje gojów i lesbijek?
Stanisław Michalkiewicz
www.michalkiewicz.pl