Polska bije Żydów? - Romuald Bury
Rezolucja Parlamentu Europejskiego, w której wymienia się m.in. Polskę jako kraj, w którym nastąpił "wzrost nietolerancji", antysemityzmu, w którym stale dochodzi od "antysemickich incydentów", jest dla nas bardzo poważnym ostrzeżeniem. Jesteśmy coraz mniej u siebie, więc to nie my będziemy oceniać sytuację, ale dostaniemy gotowe oceny z zewnątrz i rejestr środków i czynności zaradczych, jakie będziemy musieli podjąć, aby przywrócić porządek w Warszawie (i w całym kraju). Dziwnym trafem sprawa ta wypłynęła akurat teraz, gdy coraz głośniej mówi się o "odszkodowaniach" dla Żydów, jakie powinniśmy im zapłacić - no właśnie, za co? - za skutki II wojny światowej.
W wyniku wielkiej wojny znaczna część europejskich Żydów uległa zagładzie. Stało się to głównie na ziemiach polskich, okupowanych przez niemieckich nazistów. Przyczyna była prosta - skoro tu były największe skupiska ludności żydowskiej, to Niemcy, znani ze swego pragmatyzmu, tu właśnie zorganizowali znaczną część obozów zagłady i obozów koncentracyjnych. Dziś światowe media (jakoby tak bezwiednie, bez żadnej istotnej przyczyny) notorycznie piszą o "polskich obozach zagłady". Akcja wymuszania sprostowań i zaprzestania publikowania tak kłamliwych określeń, przynosi znikome rezultaty.
Trudno odróżnić sprawcę od ofiary?
Znacznie większym dramatem jest jednak to, że w światowych mediach od dawna Polacy nie istnieją jako ofiary II wojny światowej. Nie istnieją też inni - liczy się tylko holokaust, jego ofiary i jego sprawcy. O ile ci pierwsi są jednoznacznie kojarzeni, tą drugą kategorią można prawie dowolnie manipulować. Stąd się biorą publikacje (nawet aspirujące do naukowych), że skoro Polacy byli świadkami, to w istocie są współodpowiedzialni i powinni cały czas tłuc się w piersi i przepraszać. A przede wszystkim - płacić, bo nie ma w tym racji moralnych, liczą się tylko materialne.
Fot. chabad
Proceder eskalacji oskarżeń wobec Polski trwa nadal. Dziś jesteśmy postrzegani przez pryzmat bieżących, sensacyjnych informacji, pojawiających się falami w światowej prasie. Można się spodziewać, że na rezolucji Parlamentu Europejskiego się nie skończy. Jest to psychoza terroru moralnego, poddawanie nas psychicznej szykanie, przy pomijaniu realiów i całego kontekstu sytuacyjnego. Aż strach się bać, co będzie dalej.
Na zdjęciu od lewej: Rabin Yona Metzger (Główny rabin Żydów Aszkenazyjskich), Rabin Ghershon Mendel Garelik, Rabin Shlomo Amar (Główny rabin Żydów
Sefardyjskich), Rabin Abraham Hazan.
Kolejnym dramatem jest to, że nie potrafimy się przed tym bronić. Co więcej, czym bardziej otwieramy się na postulaty strony żydowskiej, tym bardziej jej apetyty rosną. Dziś mówi się już o kilkudziesięciu miliardach dolarów (około 65 mld USD) odszkodowań. Sumę tę powinniśmy zapłacić chociażby za rzekomo przejęte mienie żydowskie (place, budynki itp.), ale zapomina się, że to nie Polacy wywłaszczali Żydów, tylko Niemcy, oni mieli z tego tytułu określone profity i oni też wypłacili za to Żydom olbrzymią kontrybucję, sięgającą dziesiątków miliardów dolarów.
To się Niemcom opłaciło - dziś w światowych mediach nie ma Niemców jako sprawców tych zbrodni, są natomiast nieokreśleni "naziści", którzy działali w "polskich obozach koncentracyjnych". Taka zbitka powoduje, że przeciętny Amerykanin kojarzy to w ten sposób, jakoby to Polacy byli tymi nazistami - bo skoro obozy były "polskie", to winni są Polacy.
Kłamstwa i draństwa
Im dalej od wojny, tym o takie manipulacje łatwiej. Wymierają ostatni świadkowie, zostają więc manipulatorzy, specjaliści od tandetnej propagandy, którzy pod przykrywką nauki (w istocie - pseudonauki) pomijają podstawowe fakty a wykładnię tego okresu dziejów opierają o reinterpretację relacji i wspomnień, pojmowanych bardzo specyficznie. Dziś obraz Polski okresu wojennego, wytworzony na tzw. Zachodzie (pojmowanym bardzo szeroko) jest szokujący. Przeciętny odbiorca programów informacyjnych, opiniotwórczej prasy i różnego rodzaju debat jest przekonany, że skoro obozy zagłady były "polskie", to organizowali je i rządzili w nich Polacy. Nie są to wymysły kilku ostatnich lat - już kilka lat po wojnie ruszyła taka propaganda, ale wtedy byliśmy odcięci od świata żelazną kurtyną, ponadto traktowano to jako oczywiste bzdury, z którymi nie ma co nawet polemizować. Dziś jest inaczej. Świadków prawie nie ma (a jeśli są, to nagle zaczynają sobie przypominać to, czego przez kilkadziesiąt lat nie wiedzieli), dokumentów nie czyta zwykły śmiertelnik, bo uważa, że nie są mu do niczego potrzebne, a ciężar objaśniania wszystkiego wzięły na siebie samozwańcze autorytety.
Nie ma takiego kłamstwa i draństwa, którego usłużni propagandziści nie ponieśliby ochoczo i z młodzieńczym entuzjazmem w lud. Mamy przykład twórczej działalności na tym polu chociażby ks. Michała Czajkowskiego, który w niezliczonych programach telewizyjnych i radiowych zawsze objaśniał te sprawy tylko z jednego punktu widzenia, choć tak naprawdę nie znał ich i nie rozumiał, czego stale dawał kompromitujące dowody. Co więcej - propagandowe publikacje z góry "są skazane" na prestiżowe nagrody, choć nie spełniają ogólnie przyjętych norm przyzwoitości warsztatu badawczego i umiejętności posługiwania się źródłami. Tak było przykładowo z zakłamaną książką Anny Bikont "My z Jedwabnego". Gdy profesjonalni historycy ujawnili (przy zupełnie innej okazji), że jej główni bohaterowie i dostarczyciele odpowiednich relacji i wspomnień byli tajnymi współpracownikami Urzędu Bezpieczeństwa i wydawali w ręce UB działaczy i żołnierzy podziemia niepodległościowego - Bikont zdobyła się tylko na wyzwiska pod ich adresem, nie weryfikując swych sądów, zawartych w książce.
Inny autorytet tych środowisk, ks. Stanisław Musiał wymyślił, że nowym synonimem Auschwitz powinno być Jedwabne. Przy aplauzie zainteresowanych, ma się rozumieć.
Pogromy w Polsce były, są i będą?
Ale to wszystko mało. Potrzebna jest odpowiednia atmosfera, że opisywane wydarzenia mają charakter nie tylko historyczny. Stąd biorą się coraz częściej kłamliwe publikacje, że w II RP Żydzi byli skrajnie prześladowani i nie mogli po prostu normalnie żyć. W ten sposób narasta przekonanie, że Polska wytworzyła klimat, sprzyjający holokaustowi. Z drugiej strony ma to służyć tezie, że znana postawa mniejszości żydowskiej na Kresach w latach 1939-1941 (z niewielkimi wyjątkami było to całkowite i czynne poparcie dla sowieckiej okupacji) wynikała z tego właśnie faktu i Żydzi byli do tego uprawnieni. Taką tezę postawił osławiony Jan Tomasz Gross i szybko podchwycili to następni propagandziści.
Co więcej, musi być też projekcja - skoro Polacy tacy byli przed wojną, podczas wojny i okupacji, to przecież nie mogli się nagle zmienić tuż po wojnie. Stąd idzie następne przekonanie, że w Polsce w pierwszych latach po zakończeniu działań wojennych dokonał się akt ostatni holokaustu, czego symbolem były wydarzenia w Kielcach ("pogrom kielecki"). Dziś wiemy, że pierwsze strzały oddali Żydzi (należy pamiętać, że Polakom za posiadanie broni groziła wówczas kara śmierci), nie było pogromowych tłumów, liczących tysiące, czy choćby setki ludzi, że rola władz bezpieczeństwa, administracji, władz partyjnych i wojskowych była co najmniej podejrzana (przez wiele godzin wstrzymywały się przed jakąkolwiek interwencją) i w wyjątkowo pośpiesznym trybie skazano na śmierć niewinnych ludzi - to wszystko nie ma żadnego znaczenia. Mogliśmy się przekonać choćby ostatnio, że można tego w ogóle nie brać pod uwagę (vide pseudohistoryczne i pseudomoralne eseje Adama Michnika w "Gazecie Wyborczej" na ten temat).
Prostą konsekwencją takiej wizji jest tłumaczenie masowej emigracji setek tysięcy Żydów z krajów Europy Wschodniej (w tym z Polski), gdzie jakoby nie było dla nich miejsca. I nic to, że pozostawali oni w komunistycznym aparacie administracyjnym, partyjnym a we władzach bezpieczeństwa stanowili całkiem pokaźną (jak na znikomą mniejszość) grupę, liczącą ponad 37 procent funkcjonariuszy (od szczebla naczelnika w górę).
Ubek bez narodowości
Co więcej, doszło do idiotycznej, ale skutecznej politycznie i propagandowo reinterpretacji definicji narodowości funkcjonariuszy UB - niektórzy naukowcy i publicyści twierdzą bowiem, że ubek, jako komunista, po prostu przestawał być Żydem. Wprawdzie później mógł sobie powrócić do narodowości, ale to już nie ma znaczenia w ocenie jego działalności. Co więcej, jeśli funkcjonariusz UB został zabity przez podziemie, lub zginął w walce podczas pacyfikacji polskiej wsi itp. - ponownie stawał się ofiarą i może być zaliczony na konto "polskiego antysemityzmu".
Tu na marginesie należy dodać, że to może być na przyszłość (całkiem nieodległą) kapitalny argument dla Niemców, którzy też mogą przecież powiedzieć, że nazista przestawał być Niemcem. A później, po powierzchownej denazyfikacji pozostałości po III Rzeszy, całkiem spokojnie mógł powrócić do swej narodowości.
Strach się bać
Proceder eskalacji oskarżeń wobec Polski trwa nadal. Dziś jesteśmy postrzegani przez pryzmat bieżących, sensacyjnych informacji, pojawiających się falami w światowej prasie. A więc w Polsce współczesnej płoną synagogi, rabini są atakowani i bici na ulicach, szczególnie w biały dzień (i traktowani niezidentyfikowanym gazem), zwykli Żydzi boją się wyjść na ulicę, bo stale spotykają się z szykanami i prześladowaniami. Prasa publikuje dramatyczne listy zastraszonych i prześladowanych obywateli pochodzenia żydowskiego, którzy uskarżają się na swój dramatyczny los. Można się spodziewać, że na rezolucji Parlamentu Europejskiego się nie skończy. Są przecież formalne powody do bardziej stanowczej interwencji, być może z jakimś zarządem komisarycznym nad Polską włącznie.
Jest to psychoza terroru moralnego, poddawanie nas psychicznej szykanie, przy pomijaniu realiów i całego kontekstu sytuacyjnego. Aż strach się bać, co będzie dalej.
** ** **
W Polsce po 1989 roku zabito kilkunastu księży, zniszczono i okrutnie zdemolowano co najmniej kilkadziesiąt katolickich cmentarzy. Katolicy są stale i w plugawy sposób wydrwiwani, atakowane są nasze najbardziej czułe miejsca. Przoduje w tym tygodnik Jerzego Urbacha vel Urbana "Nie", ale wtórują mu i pomagają inne organy prasowe i wcale nie są to skrajne brukowce. Nawet nie można sobie wyobrazić sytuacji odwrotnej, że jakieś polskie gazety w analogiczny sposób atakują judaizm, jako taki i żądają jego "demokratyzacji" i głębokich "reform". Że przedstawiciele nurtu religijnego są publicznie wykpiwani i piętnowani, jako przedstawiciele "ciemnogrodu".
Nie oszukujmy się chodzi tu między innymi o pieniądze. Polska jest teraz głównym podmiotem żądań spłaty gigantycznych "odszkodowań", szacowanych (przez żądających) nawet na 65 miliardów dolarów. Ale nie tylko pieniądze są tu ważne. Mamy być kozłem ofiarnym, na którego można było zrzucić wszystkie swoje Kozioł ma to do siebie, że nie umie się bronić. My powinniśmy.
Romuald Bury
polskiejutro.com Tygodnik internetowy
nr 217-218 [3-10.07.2006]