To działo się wczoraj:
"Obrzydliwy i niegodziwy" - politycy o artykule w "Die Tageszeitung"
Obrzydliwy, niegodziwy, wstrętny - to reakcje polskich polityków na dotyczący braci Lecha i Jarosława Kaczyńskich, szkalujący ich tekst, opublikowany w niemieckim "Die Tageszeitung".
Przez cały dzień trwały spekulacje, czy możliwe, aby to właśnie z powodu tego artykułu prezydent odwołał swój udział w poniedziałkowym szczycie Trójkąta Weimarskiego.
O tym, że to właśnie ten wydrukowany przed tygodniem artykuł mógł mieć wpływ na pogorszenie się stanu zdrowia prezydenta Lecha Kaczyńskiego i przełożenie szczytu, napisały wtorkowa "Gazeta Wyborcza" i "Rzeczpospolita".
Takiej wersji zdarzeń zaprzeczali we wtorek i podsekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta Andrzej Krawczyk i premier Kazimierz Marcinkiewicz.
Krawczyk zapewnił, że jedyną przyczyną odwołania wyjazdu L.Kaczyńskiego na spotkanie Trójkąta Weimarskiego był zły stan zdrowia prezydenta.
Z kolei premier pytany, czy to publikacja niemieckiej gazety była powodem odwołania szczytu w Weimarze, odparł: "Ja bym jednak tych dwóch rzeczy ze sobą nie łączył".
Jednocześnie Krawczyk podkreślił, że niemieckie władze powinny skrytykować tekst. "Spodziewamy się jakiejś krytyki, słów współczucia, wyrażenia niezgody na takie publikacje o głowie zaprzyjaźnionego z Niemcami państwa" - zaznaczył.
Szefowa polskiej dyplomacji Anna Fotyga uznała, że brak reakcji niemieckich polityków jest "niepokojący". "Nigdy do tej pory, nawet jak atakowany był Saddam Husajn i prezydent (Aleksander) Łukaszenko, nie mieliśmy do czynienia z atakiem i językiem w tej skali" - dodała.
W sprawie artykułu interweniowała ambasada Polski w Berlinie. W liście skierowanym w czwartek do redaktor naczelnej gazety Baschy Miki, ambasador Andrzej Byrt wyraził "zdziwienie i rozczarowanie" z powodu opublikowanego materiału.
Z kolei wicepremier Roman Giertych zwrócił się do premiera, aby sprawę artykułu wyjaśnił ambasador Niemiec w Polsce. Rzecznik rządu Konrad Ciesiołkiewicz poinformował PAP, że premier odpowiedział Giertychowi, iż "jest to kompetencja ministra spraw zagranicznych" i zasugerował mu kontakt w tej kwestii z szefem resortu dyplomacji.
Również lider opozycyjnej PO Jan Rokita odniósł się do tej publikacji. Nazwał ją "obelżywą, brukową, wstrętną i haniebną". Jak jednak dodał, w świecie istnieje wolność prasy, a media mają skłonność do skandalizowania. "W moim przekonaniu najlepszą reakcją polityków jest nie zwracanie na to uwagi" - podkreślił.
W ocenie Rokity, tekst ten nie miał wpływu na odwołanie przez prezydenta udziału w szczycie. "Nie sądzę, żeby prezydent czytał brukowe teksty w prasie niemieckiej i aby pod wpływem brukowych tekstów podejmował jakieś decyzje. Gdyby tak było, to by była absolutna zgroza" - zaznaczył.
Późnym popołudniem rzecznik niemieckiego MSZ Stefan Bredohl oświadczył, że strona niemiecka nie zajmie we wtorek stanowiska w sprawie krytykowanego w Warszawie artykułu.
Tekst pod tytułem "Młody polski kartofel. Dranie, które chcą rządzić światem" niemiecka gazeta opublikowała 26 czerwca - na kilka dni przed planowanym w Weimarze szczycie z okazji 15-lecia Trójkąta Weimarskiego.
W tekście są obraźliwe dla braci Kaczyńskich zdania, np: "Obydwaj (bracia) udowodnili, że z przodu i tyłu są czyści. Lech zabronił mężczyznom w Warszawie paradować z gołymi tyłkami (to aluzja do zakazania przez ówczesnego prezydenta Warszawy Lecha Kaczyńskiego Parady Równości w 2005 - PAP), Jarosław zaś mieszka z własną matką, ale przynajmniej bez ślubu".
źródło: onet.pl
To ma miejsce dziś :
Niemcy nie przeproszą Kaczyńskich
"Tageszeitung" nie rozumie zamieszania, jakie wywołał w Polsce jego artykuł o Kaczyńskich i nie ma zamiaru przepraszać.
Prezydent Lech Kaczyński ponownie pojawił się na pierwszej stronie "Tageszeitung". Niemiecki dziennik wraca do artykułu, w którym wyśmiewał polskiego przywódcę i jego brata. Żarty wywołały ostre reakcje władz w Warszawie.
We wtorek sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta Andrzej Krawczyk powiedział, że "Polska oczekuje, iż władze niemieckie wyrażą krytykę wobec obraźliwego wobec prezydenta Lecha Kaczyńskiego artykułu". Media spekulowały, że właśnie ten artykuł, a nie niedyspozycja zdrowotna, mógł być przyczyną odwołania w ostatniej chwili wyjazdu polskiego prezydenta doi Niemiec.
Niemieckie władze nie przeprosiły póki co polskiego prezydenta za wolną prasę. Także "Tageszeitung" nie przeprasza i nie ubolewa. Wręcz przeciwnie, redakcja nie rozumie całej sytuacji i tłumaczy, że najwyraźniej polscy politycy nie znają się na żartach i nie rozumieją, czym jest satyra. A właśnie w rubryce satyrycznej pojawił się oprotestowany tekst, w którym bracia Kaczyńscy doczekali się określeń takich jak "kartofle" i "dranie".
Dziennikarze sami jednak przyznają, że wywołali skandal dyplomatyczny. W dzisiejszym artykule możemy przeczytać, że teraz nikt nie chce w Polsce rozmawiać z korespondentami "Tageszeitung", a warszawska korespondentka otrzymała kilka anonimowych telefonów z pogróżka
źródło: interia.pl