# Czy Niemcy byli pod stodołą? Odpowiadamy: byli na rynku i byli pod stodołą, z całą pewnością byli.
# Prok. Nowakowski: Eskortujący ofiary funkcjonariusze formacji niemieckiej użyli broni.
# Prok. Kulesza: W mogiłach znajduje się od 150 do 250 ofiar - ujawniają wyniki częściowej ekshumacji.
# Przedstawiciel strony żydowskiej nie wyraził zgody na przeprowadzenie pełnej ekshumacji, co uniemożliwiło ustalenie dokładnej liczby ofiar. 

 

Po przerwanej 4 czerwca ekshumacji w Jedwabnem prokuratorzy z Instytutu Pamięci Narodowej przekazali prasie ważne i obalające fałszywą wersję J. T. Grossa ustalenia. Zostały one jednak przemilczane przez zdecydowaną większość mediów. Choć prokuratorzy podkreślali, że strzały do zapędzonych do stodoły Żydów padły z niemieckiej broni, nie tylko "Gazeta Wyborcza", ale nawet Telewizja Puls powtarzała 5 czerwca nieuzasadnioną tezę, że Żydów w Jedwabnem zabili tamtejsi Polacy. Tym bardziej uważamy za swój obowiązek wydrukować w GŁOSIE obszerne fragmenty oficjalnych informacji przekazanych prasie przez prokuratorów w dzień po nagłym przerwaniu ekshumacji w Jedwabnem. (Red.)

Prof. Witold Kulesza (z-ca prok. gen., pion śledczy IPN):

 

Ekshumacja, nawet niepełna - niepełna z powodu konieczności uwzględnienia wrażliwości strony żydowskiej - była konieczna.
Ustawa o IPN mówi, iż celem śledztwa jest również "wszechstronne ustalenie okoliczności sprawy, a w szczególności ustalenie osób pokrzywdzonych"; bez ekshumacji nie wyjaśnilibyśmy wszystkich okoliczności dokonanej zbrodni ani nie ustalilibyśmy osób pokrzywdzonych, także co do ich przybliżonej liczby.
Z art. 55. ustawy o IPN wynika, że z chwilą dokonania ekshumacji pamięć ofiar tej zbrodni została objęta ochroną prawną (jest to przepis, który traktuje o tzw. kłamstwie oświęcimskim). Musieliśmy w drodze ekshumacji ustalić fakt, że w miejscu objętym ekshumacją znajdują się ludzkie szczątki pochowane 10 lipca 1941 roku.
Prowadziliśmy ekshumację wzdłuż dłuższego boku stodoły, na zewnątrz obrysu jej fundamentów oraz wewnątrz stodoły. To drugie miejsce rozpoznaliśmy, gdy prok. Lucjan Nowakowski w wyłaniającej się podczas prac archeologicznych bryle betonu rozpoznał szczątki pomnika Lenina. Dało to asumpt do prowadzenia prac w głąb, aby ustalić, czy jest to miejsce, o którym sądziliśmy, że znajduje się na cmentarzu. Wiemy teraz, że tragedia ta rozegrała się, ale nie na cmentarzu, lecz w stodole.
Wykluczyliśmy istnienie zbiorowej mogiły po drugiej stronie polnej drogi, przy której znajduje się stodoła.
Po bardzo starannie przeprowadzonych odwiertach stwierdzono, że także we wskazanej przez świadka kępie drzew nie tylko nie znajdują się żadne szczątki, ale że warstwy geologiczne ziemi w tym miejscu nie są naruszone, to znaczy, że w ogóle w tym miejscu nigdy nie kopano.

Prok. Lucjan Nowakowski (IPN):

Ogółem znaleźliśmy 89 łusek. Wszystkie były systemu mauser, kalibru 7,92 mm. Ujawniliśmy również jeden nabój cały i dwa pociski. Wszystko to są militaria z okresu II wojny światowej i nie ulega to żadnej wątpliwości, natomiast dwa pociski szrapnelowe i jeden burzący, które znaleźliśmy na terenie stodoły, pochodzą z okresu I wojny światowej.
Znaleźliśmy również (poza obrębem stodoły od strony wrót) złamaną głownię regulaminowego bagnetu niemieckiego używanego przez wojska niemieckie w czasie II wojny światowej właśnie do systemu mauser. Nie potrafimy zinterpretować, z jakich przyczyn ten dowód tam się znalazł.
Z naszego punktu widzenia najistotniejsze jest kilka z zaprezentowanych tam dowodów, a mianowicie:
(1) W tym grobie, w którym znajdowały się też szczątki pomnika Lenina, znaleźliśmy na jednym z odkrytych szkieletów na wysokości brzucha jedną, noszącą ślady ognia, łuskę kalibru 7,92. Wynika z tego, że pocisk, od którego ta łuska pochodzi, został odstrzelony i znalazł się na tych zwłokach przed podpaleniem stodoły.
(2) Kilka innych łusek, które również zostaną przekazane do badań do Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego (CLK), nosi na sobie ślady działania ognia. Wszystkie zostały wytworzone przez Niemców, począwszy od roku 1938. Mamy jednak wątpliwości, czy wszystkie łuski zostały wystrzelone 10 lipca 1941 roku, a to z kilku powodów. Część łusek - według naszej wstępnej oceny - została odstrzelona z karabinu MG-42 (który w charakterystyczny sposób płaszczy szyjkę łuski), czyli z karabinu, który został wprowadzony na uzbrojenie armii niemieckiej w 1942 roku. Niewielka część łusek jest wytworzona ze stali. Tego rodzaju pociski Niemcy konstruowali mniej więcej od 1943 roku (gdy brakowało im już mosiądzu na wytwarzanie porządniejszych łusek). Łuski zostaną przesłane do CLK także celem odczytania puncy, na której powinna znajdować się data roczna wytworzenia konkretnych pocisków.
(3) Bardzo istotnym dowodem jest nie zniekształcony płaszcz pocisku - jak wstępnie oceniamy - kalibru 9 mm systemu parabellum. Z tego by wynikało, że po odstrzeleniu pocisk ten musiał trafić w tkankę miękką i wraz z tym człowiekiem znaleźć się w pożarze, a to z uwagi na to, że rdzeń tego pocisku (który był z ołowiu) wytopił się. Fakt, że znaleźliśmy tu ten pocisk mógłby też świadczyć o czymś innym. Regulaminową bronią oficerów niemieckich były między innymi pistolety typów parabellum i walter, do których używano właśnie tego typu pocisków. Natomiast z całą pewnością na regulaminowym wyposażeniu żołnierzy nie znajdowały się pistolety, z których można by było taki pocisk wystrzelić. Z tego można by wysnuć wniosek, że znajdowała się na miejscu zdarzenia osoba, która była najprawdopodobniej oficerem - trudno oczywiście w tej chwili wnioskować, jakiej formacji niemieckiej.
(4) Przy brzegu stodoły znaleźliśmy jeszcze pocisk kalibru 7,92 mm, czyli pasujący do tych łusek. Wstępnie oceniając jest to pocisk z rdzeniem stalowym i nie zniekształcony, co również sugerowałoby, że został odstrzelony w ten sposób, iż nie trafił na nic, co spowodowałoby jego zniekształcenie.
Są to na razie mocno wstępne wnioski, które pozwalają jedynie na zadanie konkretnych pytań biegłym ekspertom z CLK.
Jeśli się okaże, że zakładane przez nas kierunki są słuszne, wtedy moglibyśmy przyjąć, że eskortujący ofiary funkcjonariusze - trudno powiedzieć jakiej formacji niemieckiej - użyli broni, najprawdopodobniej, jak sądzić należy z zeznań świadka, po zaparciu odrzwi, kiedy te ofiary usiłowały się wydostać na zewnątrz. To jest wstępny wniosek. Ale łuska znaleziona na zwłokach ofiary sugeruje, że oddano również co najmniej jeden strzał w środku stodoły.
"Łódki" od nabojów do karabinu znaleziono nie tylko około 20 metrów od stodoły, ale też w obrębie stodoły, gdzie znaleziono 2-3 "łódki". Świadczy to o tym, że sprawca, który załadował karabin, odstrzelił co najmniej pięć razy, ponieważ "łódki" były pięcionabojowe (gdy odstrzelił ostatni pocisk, "łódka" wypadała z karabinu). Niewątpliwie i łuski i "łódki" były produkcji niemieckiej. Założyć też należy, że zostały odstrzelone z karabinów pozostających na uzbrojeniu armii niemieckiej.

Prok. Radosław Ignatiew (IPN, Białystok):

We wnętrzach obu grobów oraz w obrębie stodoły i w najbliższym ich sąsiedztwie zabezpieczono około 600 przedmiotów lub fragmentów przedmiotów.
Znalezione przedmioty codziennego użytku to m.in. klucze, fragmenty odzieży, suwaki, klamry od pasków, klamerki ściągające kamizelki, naparstki i części do maszyn krawieckich, pudełko z szewskimi gwoździkami...
W obu grobach znaleziono też przedmioty wartościowe. Są to fragmenty złotej biżuterii, srebrne i złote monety (głównie tak zwane "świnki", czyli piętnasto- i dziesięciorublówki z okresu panowania ostatniego cara; obok dolarów środki płatnicze funkcjonujące podczas okupacji na terenie Polski), zegarki kopertowe, obrączki i pierścionki (podkr. moje - WK.).
Znalezienie pokaźnej ilości przedmiotów wartościowych może wskazywać na to, że osoby spodziewały się, że być może nie wrócą do domów. Znalezienie tylu przedmiotów wartościowych może też świadczyć o tym, że ofiar po dokonaniu mordu nie obrabowywano.
Liczymy na to, że być może na niektórych z tych przedmiotów znajdziemy jakieś monogramy, nazwiska lub inskrypcje, które mogą pozwolić na ustalenie tożsamości niektórych z ofiar, do których należały.

Prof. W. Kulesza:

Na pytanie, czy Niemcy byli pod stodołą, odpowiadamy: byli na rynku i byli pod stodołą. Z całą pewnością: tak, byli. (Podkr. moje - WK.)
Czy mogą być inne mogiły? Nie umiem na to pytanie odpowiedzieć. Nie ma żadnych racjonalnych podstaw do domniemania, że ofiary zamordowane w stodole poprzez spalenie zostały zakopane nie tylko w dwóch przez nas już odkrytych mogiłach, ale jeszcze w innej mogile (czy: w innych mogiłach), których położenia nie znamy.
Mogiła znajdująca się na zewnątrz stodoły była wypełniona tylko częściowo: ciała były wrzucane przez sprawców w ten sposób, że po wypełnieniu jednej części mogiły prawie do jej górnej krawędzi staczały się ku przeciwległemu bokowi owego wykopu. Ale wykop nie został wypełniony ciałami: z jednej strony znajdowaliśmy na dnie wykopu tylko szkielety pojedynczych ofiar, z drugiej zaś strony warstwa ciał sięgała prawie do górnej krawędzi. Jeżeli zatem owa mogiła nie została przez sprawców wypełniona w całości, trudno przyjąć hipotezę, że część ciał wywieźli oni w celu ich ukrycia w innej mogile, której położenia nie znamy. Nie mogę natomiast wykluczyć, że były dokonywane zabójstwa innych ofiar, których miejsce zakopania nie jest nam znane.
Stwierdziliśmy fakt nie budzący wątpliwości: w stodole wzdłuż jej dłuższego boku znajdują się groby ofiar zbrodni dokonanej 10 lipca 1941 roku. Są tam szczątki mężczyzn, kobiet i dzieci (w tym także niemowląt). Nie ma najmniejszej wątpliwości, że zbrodnia została dokonana w taki sposób, jak udało się wcześniej ustalić (przez spalenie ofiar) a także - jak wiemy dzisiaj - w wyniku obecności i współdziałania na miejscu uzbrojonych i strzelających, choć udało się jedynie ustalić, że pojedyncze strzały padały do ofiar.
Stwierdziliśmy, że w mogiłach, które odkryliśmy i w zbadanym popiele znajduje się od 150 do 250 ofiar spopielonych a także takich, których szczątki zachowały się w postaci dużych fragmentów szkieletów. Jest to szacunek oparty na badaniu szczątków a także na rozmiarach mogił. Niczego więcej nie udało się ustalić.
Nasza informacja dotyczy tego, co mogło zostać zbadane w ramach ekshumacji prowadzonych w obrębie owych dwóch mogił.

Prok. R. Ignatiew:

Jak wyjaśnić rozbieżność między liczbą podawaną w książce J. T. Grossa a naszymi ustaleniami? A czy 150 lub 250 ofiar to jest mała liczba? To była zbrodnia i będzie ścigana niezależnie od ilości ofiar.
Liczba 1600 pojawia się obok różnych innych, ale miała to szczęście - lub nieszczęście - że została podana w ankiecie, którą burmistrzowie różnych miejscowości (także Jedwabnego) na zlecenie Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich wypełniali w 1945 roku. Dysponuję jednak dokumentami dowodzącymi, że ta liczba już wówczas nie była podawana jako jedyna. Wymieniano i 500, i 1440 i około 900 ofiar. (Podkr. moje - WK.)

Prof. W. Kulesza:

Ekshumacja została wstrzymana i na tym etapie prokurator prowadzący śledztwo nie przewiduje dalszych prac ekshumacyjnych.
Pełna ekshumacja polegałaby na wyjęciu wszystkich szczątków, w tym szkieletów czy układów kości "zachowujących anatomiczny kształt ludzkiego szkieletu". Na to jednak nie wyrazili zgody rabini obecni przy ekshumacji. (Podkr. moje - WK.)
Przedmiotem ekshumacji nie były szkielety, a jedynie poszczególne kości, które poddawano ocenie sądowo-lekarskiej na zewnątrz wykopu, na stołach, na których je fotografowano i opisywano, żeby ustalić m.in. wiek, płeć i przyczynę śmierci ofiary. Badano, czy kości są nadpalone i czy noszą ślady mechanicznych uszkodzeń.
Gdy docieraliśmy do ludzkich szkieletów lub większych zespołów kości "zachowujących anatomiczny układ" - na życzenie rabinów nie wyjmowaliśmy ich z ziemi, lecz ziemia była usuwana z zespołu kości przy pomocy szpachli i pędzla a oceny sądowo-lekarskiej dokonywano w samym wykopie. Ten sposób postępowania pozwolił na jedynie szacunkową ocenę liczby ludzkich szkieletów w obu wykopach.
Zakładaliśmy, że będzie możliwe poprowadzenie równoległego wykopu, aby spojrzawszy z boku móc ocenić grubość warstwy utworzonej przez ludzkie szczątki. Warunki ziemne (osypujący się piach) nie pozwoliły na wykonanie takiego wykopu w pełni. Wkopanie się na głębokość 2 metrów groziłoby osunięciem szczątków (Podkr. moje - WK.) (w tym także całych szkieletów) do owego wykopu, co z kolei zakłóciłoby "anatomiczny układ" tworzących ludzki szkielet kości, a to powodowałoby naruszenie kanonu, o którym poinformowali nas obecni na miejscu rabini.
Biorąc pod uwagę głębokość mogił oraz długość i szerokość ich górnych otworów jako podstawę do szacunkowego obliczenia liczby ciał, która w tym wykopie mogła zostać pogrzebana - przyjęliśmy wynik tego obliczenia (150 do 250 ofiar) z daleko idącym uproszczeniem.
Można by go uniknąć tylko po przeprowadzeniu pełnej ekshumacji.

prof. Leon Kieres (prezes IPN):

Dlaczego ekshumacja była niepełna? Przyjdzie kiedyś czas, by to opisać, ale wiele rzeczy będę musiał zabrać ze sobą do grobu. [sic!] Są rzeczy, których nie mogę ujawnić, ale z całą pewnością nie doszło do naruszenia przeze mnie prawa polskiego. Nie boję się odpowiedzialności. Nie boję się. Nie bałem się nigdy. Chciałem, żeby ta sprawa nie zaszkodziła Polsce i polskiej racji stanu. Uważałem, że prowadzenie tej ekshumacji w atmosferze polemik, także z Polską, nie przysłuży się polskiej racji stanu a także wiarygodności ustaleń, które - mam nadzieję - przyjmie polski prokurator. W związku z tym uważałem, że należy rozmawiać, aby - jeśli to możliwe z punktu widzenia interesów śledztwa - ekshumacja została przeprowadzona z uwzględnieniem racji moralnych przedstawianych przez stronę żydowską. Tak postąpiłem i za to mogę ponosić odpowiedzialność.
Wybrał M. G.

Obszerne fragmenty wypowiedzi z konferencji prasowej zorganizowanej w Instytucie Pamięci Narodowej 5 czerwca 2001 r.

Pytania na marginesie

Tylko dokończenie ekshumacji pozwoliłoby ukręcić łeb plotkom i przedstawić już na tym etapie śledztwa najbliższy prawdy przebieg wydarzeń w Jedwabnem dnia 10 lipca 1941 roku.
1 czerwca w izraelskim dzienniku "Ha'aretz" w artykule "W masowym grobie w Jedwabnem odkryto dowody masakry" napisano - powołując się na rabina Warszawy Michaela Schudricha - że wydaje się, iż znalezione dotychczas czaszki są przedziurawione pociskami karabinowymi i że jest to ważny szczegół, gdyż odkrycie tego typu urazów wskazywałoby na to, że to naziści byli odpowiedzialni za śmierć ofiar. Jeżeli to prawda, to prokuratorzy powinni już dziś ujawnić ten ważny "szczegół" o przestrzelonych czaszkach. Jeżeli nie - zdementować go. (Podkr. moje - WK.)
Wstrzymanie ekshumacji w Jedwabnem uniemożliwiło prokuratorom dokończenie badań, utrudniło "wszechstronne ustalenie okoliczności sprawy, a w szczególności ustalenie osób pokrzywdzonych" - także liczby ofiar.
Prezes IPN prof. Leon Kieres przyjął na siebie polityczną odpowiedzialność za ten skandal, ale czy bez winy jest zwierzchnik prokuratorów, minister sprawiedliwości prof. Lech Kaczyński?
Obaj profesorowie ugięli się przez opinią zagranicznych rabinów, choć przedstawiciel polskiej gminy żydowskiej deklarował, że nie ma nic przeciwko dalszym pracom ekshumacyjnym, a szacunek dla ofiar zbrodni nakazywałby właśnie skrupulatne kontynuowanie śledztwa i ekshumacji. Ustawa o stosunku Państwa do gmin wyznaniowych żydowskich w RP już w art. 1. stanowi, iż w nieuregulowanych ustawą sprawach odnoszących się do gmin żydowskich "stosuje się powszechnie obowiązujące przepisy prawa". Ustawa o IPN i kodeks postępowania karnego wręcz nakazuje ekshumację w Jedwabnem kontynuować.
Polscy prokuratorzy zostali powstrzymani przez zwierzchników przed stosowaniem polskiego prawa. Ktoś powinien być za to ukarany. Kto? Mam nadzieję, że prof. Kieres i prof. Kaczyński ustalą, czy któryś z nich, czy obaj, czy może ktoś trzeci?
Czekam na ich odpowiedź na to pytanie.

MARCIN GUGULSKI

Marcin Gugulski, Tygodnik Głos NR 24 (882) 16 czerwca 2001, 2001-06-16

Źródło: http://www.naszawitryna.pl/jedwabne_190.html


STRONA GŁÓWNA